środa, 7 listopada 2012

Pierwsze Mistrzostwa. Pierwsi Mistrzowie.


14 listopada Diego Forlan, Edinson Cavani, Luis Suarez i inne gwiazdy reprezentacji Oscara „Maestro” Tabareza będą straszyć polskiego bramkarza w towarzyskim spotkaniu na PGE Arenie w Gdańsku. Pierwszy tekst na „Kopanie w Historii” nie opowie jednak o błyskotliwości obecnych gwiazd Celestes. Pierwszy tekst powinien nawiązywać do początków. Jeśli nie futbolu w ogóle, to przynajmniej do jakiejś granicznej daty, w której w tym futbolu dokonał się pewien przełom. Ta data to rok 1930. Rok, w którym narodził się Mundial, a z nim jego gwiazdy. Oto gospodarze turnieju i pierwsi mistrzowie świata – Urugwaj.

Mistrzostwa jakich nie znamy

Mistrzostwa Świata, w kształcie jakim znamy je teraz, do rzeczywistości roku 1930 pasują co najwyżej średnio. Bo jak nazwać Mistrzostwami Świata zawody, w których brakuje tylu znaczących reprezentacji, zwłaszcza europejskich. Do Montevideo nie zawitały wszak Austria, Hiszpania, Niemcy, Włochy, Węgry, Anglia i Szkocja. Zespoły ze Starego Kontynentu nie zdecydowały się na przyjazd do Ameryki Południowej, argumentując to zbyt wysokimi kosztami podróży lub długą nieobecnością zawodników w klubach.

Urugwajski Mundial obfitował w sytuacje dla dzisiejszego widza niecodzienne. W turnieju wystartowało bowiem tylko 13 zespołów, podzielonych na nierówne grupy. W grupie A wystąpiły cztery zespoły, w pozostałych tylko po trzy.

Oficjalny plakat Mistrzostw Świata w Urugwaju

Do wyjątkowego zdarzenia doszło podczas meczu finałowego. Finaliści, a więc ekipy Urugwaju i Argentyny, nie potrafili znaleźć porozumienia w kwestii… piłki, którą mieli rozgrywać spotkanie. W rozstrzygnięcie konfliktu musiała ingerować FIFA. Piłkarska centrala zaproponowała salomonowe rozwiązanie – w pierwszej połowie po boisku toczyła się piłka argentyńska, w drugiej z kolei ta, udostępniona przez gospodarzy imprezy. Finał zresztą nie został w pamięci widzów tylko z powodu kłótni o piłkę. Choć na Estadio Centenario w Montevideo zasiadał komplet 93 tysięcy widzów, to dzisiejszy ich sprawiedliwy podział był 82 lata temu mrzonką. Dysproporcje – zależnie od źródeł – wynoszą od przewagi liczebnej gospodarzy 70 tysięcy – 25 tysięcy, aż do 80 tysięcy Urugwajczyków -13 tysięcy gości z Argentyny. Wiele problemów nastręczył też wybór sędziego, a to wszystko przez obawy arbitrów dotyczące ich własnego bezpieczeństwa. Obawiano się, że dziesiątki tysięcy rozgorączkowanych kibiców zdolnych jest do wszystkiego po ewentualnym niepowodzeniu ich drużyny. John Langenus, belgijski sędzia, który ostatecznie zdecydował się poprowadzić mecz, zrobił to tylko pod warunkiem, że w porcie zacumowana będzie łódź, która w razie potrzeby niezwłocznie zapewni mu szybką ucieczkę.

Celestes Campeones!

Zespół późniejszych mistrzów świata formował się już od kilku turniejów i do mundialu rozgrywanego na własnych boiskach przystępował, wraz z Argentyną, w roli głównych faworytów. Nie mogło być inaczej po triumfach na igrzyskach olimpijskich w latach 1924 i 1928, które były wówczas rozgrywkami o największym prestiżu. Ponadto, Urugwajczycy byli też zwycięzcami Copa America z lat 1923, 1924 i 1926. Po zwycięskim finale paryskiej olimpiady z 1924 roku o reprezentacji Celestes zaczęto mówić „ósmy cud świata”.

Trafili do grupy C, razem z Rumunią i Peru. Nieprzekonujące zwycięstwo z Peruwiańczykami (1:0) odbili sobie w drugim starciu. Rumunów ograli łatwo, 4-0, wszystkie gole zdobywając jeszcze przed przerwą. Półfinały potwierdziły tylko to, o czym wiedziano jeszcze przed rozpoczęciem turnieju. Gospodarze i Argentyńczycy solidarnie zwyciężyli, odpowiednio Jugosławię i Stany Zjednoczone, 6-1. W ten sposób spełniały się wszelkie prognozy. Finał złączył dwie absolutnie najlepsze drużyny globu. W nim z kolei niewiele zabrakło, a pierwszymi historycznymi mistrzami świata zostaliby Albicelestes. Do przerwy Urugwajczycy przegrywali bowiem 1-2 po golach Carlosa Geucelle i Guillermo Stabile, późniejszego króla strzelców turnieju z ośmioma bramkami na koncie. Gospodarze jednak odpowiedzieli w drugiej części gry trzema golami i zapewnili sobie zwycięstwo. Sygnał do ataku dał Jose Pedro Cea, najlepszy snajper drużyny z pięcioma golami, a dzieła dopełnili Iriarte oraz Castro. 4-2, takim wynikiem zakończył się pierwszy w dziejach finał Mundialu.

Urugwajska plejada gwiazd osiągnęła tym samym pełne spełnienie potwierdzając dominację na futbolowej mapie świata, ciągnącą się od lat 20. Członkowie tej ekipy przeszli do historii, dziś niestety już nieco zapomnianej. Na ich czele stał Jose Leandro Andrade, którego uważa się za pierwszą prawdziwą międzynarodową gwiazdę piłki nożnej. Nazywany „La Maravilla Negra”, czyli „Czarnym Cudem”, z racji koloru skóry. Prawy pomocnik prowadził zespół do triumfu do tego stopnia, że w 1994 roku, FIFA ogłaszając listę 100 najlepszych zawodników Mistrzostw Świata w historii umieściła go na zaszczytnym 10. miejscu.

Nie byłoby tytułu w 1930 roku gdyby nie słynny Hector Scalone, wybitny strzelec, który, co prawda na urugwajskim Mundialu popisał się zaledwie jednym golem, ale uważa się go za jednego z architektów sukcesu. Scalone to postać – legenda w historii zespołu Celestes, rekordzista w liczbie zdobytych goli (31 w 52 meczach) w kadrze aż do Diego Forlana, który poprawił rekord w 2011 roku. Co nie częste w tamtych czasach, Scalone miał okazje występować w Europie. Bronił barw Barcelony, Interu Mediolan oraz Palermo.

Warto też wspomnieć o jeszcze jednej osobliwej historii. W reprezentacji późniejszych mistrzów panowała żelazna dyscyplina. Wyłamał się z niej bramkarz Andres Mazali, który przed turniejem opuścił zespół na chwilę, by odwiedzić… żonę. Trener Alberto Supicci nie miał litości i usunął Mazaliego, złotego medalistę z obu olimpiad, z kadry. Zastąpił go Enrique Ballesteros, który puszczając zaledwie 3 gole uznany został najlepszym bramkarzem turnieju.



1 komentarz:

  1. Zapowiada się spoko blog:) w sumie to wszyscy interesują się tylko meczami typu Celtic-Barca, a nie znają wydarzeń o wiele ciekawszych. Świetny pomysł i powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń