14 listopada Diego Forlan, Edinson Cavani, Luis Suarez i inne gwiazdy reprezentacji Oscara „Maestro” Tabareza będą straszyć polskiego bramkarza w towarzyskim spotkaniu na PGE Arenie w Gdańsku. Pierwszy tekst na „Kopanie w Historii” nie opowie jednak o błyskotliwości obecnych gwiazd Celestes. Pierwszy tekst powinien nawiązywać do początków. Jeśli nie futbolu w ogóle, to przynajmniej do jakiejś granicznej daty, w której w tym futbolu dokonał się pewien przełom. Ta data to rok 1930. Rok, w którym narodził się Mundial, a z nim jego gwiazdy. Oto gospodarze turnieju i pierwsi mistrzowie świata – Urugwaj.
Mistrzostwa jakich nie znamy
Mistrzostwa Świata, w kształcie jakim znamy je teraz, do
rzeczywistości roku 1930 pasują co najwyżej średnio. Bo jak nazwać
Mistrzostwami Świata zawody, w których brakuje tylu znaczących reprezentacji,
zwłaszcza europejskich. Do Montevideo nie zawitały wszak Austria, Hiszpania, Niemcy, Włochy, Węgry, Anglia i Szkocja. Zespoły ze Starego Kontynentu nie zdecydowały się na przyjazd do Ameryki
Południowej, argumentując to zbyt wysokimi kosztami podróży lub długą
nieobecnością zawodników w klubach.
Urugwajski Mundial obfitował w sytuacje dla dzisiejszego
widza niecodzienne. W turnieju wystartowało bowiem tylko 13 zespołów,
podzielonych na nierówne grupy. W grupie A wystąpiły cztery zespoły, w
pozostałych tylko po trzy.
Oficjalny plakat Mistrzostw Świata w Urugwaju |
Do wyjątkowego zdarzenia doszło podczas meczu finałowego.
Finaliści, a więc ekipy Urugwaju i Argentyny, nie potrafili znaleźć porozumienia w kwestii… piłki, którą mieli
rozgrywać spotkanie. W rozstrzygnięcie konfliktu musiała ingerować FIFA.
Piłkarska centrala zaproponowała salomonowe rozwiązanie – w pierwszej połowie
po boisku toczyła się piłka argentyńska, w drugiej z kolei ta, udostępniona
przez gospodarzy imprezy. Finał zresztą nie został w pamięci widzów tylko z
powodu kłótni o piłkę. Choć na Estadio Centenario w Montevideo zasiadał komplet
93 tysięcy widzów, to dzisiejszy ich sprawiedliwy podział był 82 lata temu
mrzonką. Dysproporcje – zależnie od źródeł – wynoszą od przewagi liczebnej
gospodarzy 70 tysięcy – 25 tysięcy, aż do 80 tysięcy Urugwajczyków -13 tysięcy
gości z Argentyny. Wiele problemów nastręczył też wybór sędziego, a to wszystko
przez obawy arbitrów dotyczące ich własnego bezpieczeństwa. Obawiano się, że
dziesiątki tysięcy rozgorączkowanych kibiców zdolnych jest do wszystkiego po
ewentualnym niepowodzeniu ich drużyny. John Langenus, belgijski sędzia, który
ostatecznie zdecydował się poprowadzić mecz, zrobił to tylko pod warunkiem, że
w porcie zacumowana będzie łódź, która w razie potrzeby niezwłocznie zapewni mu
szybką ucieczkę.
Celestes Campeones!
Zespół późniejszych mistrzów świata formował się już od
kilku turniejów i do mundialu rozgrywanego na własnych boiskach przystępował,
wraz z Argentyną, w roli głównych faworytów. Nie mogło być inaczej po triumfach
na igrzyskach olimpijskich w latach 1924 i 1928, które były wówczas rozgrywkami
o największym prestiżu. Ponadto, Urugwajczycy byli też zwycięzcami Copa America
z lat 1923, 1924 i 1926. Po zwycięskim finale paryskiej olimpiady z 1924 roku o
reprezentacji Celestes zaczęto mówić „ósmy cud świata”.
Trafili do grupy C, razem z Rumunią i Peru. Nieprzekonujące
zwycięstwo z Peruwiańczykami (1:0) odbili sobie w drugim starciu. Rumunów
ograli łatwo, 4-0, wszystkie gole zdobywając jeszcze przed przerwą. Półfinały
potwierdziły tylko to, o czym wiedziano jeszcze przed rozpoczęciem turnieju. Gospodarze
i Argentyńczycy solidarnie zwyciężyli, odpowiednio Jugosławię i Stany
Zjednoczone, 6-1. W ten sposób spełniały się wszelkie prognozy. Finał złączył dwie
absolutnie najlepsze drużyny globu. W nim z kolei niewiele zabrakło, a
pierwszymi historycznymi mistrzami świata zostaliby Albicelestes. Do przerwy
Urugwajczycy przegrywali bowiem 1-2 po golach Carlosa Geucelle i Guillermo Stabile,
późniejszego króla strzelców turnieju z ośmioma bramkami na koncie. Gospodarze jednak
odpowiedzieli w drugiej części gry trzema golami i zapewnili sobie zwycięstwo.
Sygnał do ataku dał Jose Pedro Cea, najlepszy snajper drużyny z pięcioma golami, a dzieła dopełnili Iriarte oraz Castro. 4-2,
takim wynikiem zakończył się pierwszy w dziejach finał Mundialu.
Urugwajska plejada gwiazd osiągnęła tym samym pełne
spełnienie potwierdzając dominację na futbolowej mapie świata, ciągnącą się od
lat 20. Członkowie tej ekipy przeszli do historii, dziś niestety już nieco
zapomnianej. Na ich czele stał Jose Leandro Andrade, którego
uważa się za pierwszą prawdziwą międzynarodową gwiazdę piłki nożnej. Nazywany „La Maravilla Negra ”,
czyli „Czarnym Cudem”, z racji koloru skóry. Prawy pomocnik prowadził zespół do
triumfu do tego stopnia, że w 1994 roku, FIFA ogłaszając listę 100 najlepszych
zawodników Mistrzostw Świata w historii umieściła go na zaszczytnym 10. miejscu.
Nie byłoby tytułu w 1930 roku gdyby nie słynny Hector
Scalone, wybitny strzelec, który, co prawda na urugwajskim Mundialu
popisał się zaledwie jednym golem, ale uważa się go za jednego z architektów
sukcesu. Scalone to postać – legenda w historii zespołu Celestes, rekordzista w
liczbie zdobytych goli (31 w 52 meczach) w kadrze aż do Diego Forlana, który
poprawił rekord w 2011 roku. Co nie częste w tamtych czasach, Scalone miał
okazje występować w Europie. Bronił barw Barcelony, Interu Mediolan oraz
Palermo.
Warto też wspomnieć o jeszcze jednej osobliwej historii. W reprezentacji
późniejszych mistrzów panowała żelazna dyscyplina. Wyłamał się z niej bramkarz Andres
Mazali, który przed turniejem opuścił zespół na chwilę, by odwiedzić…
żonę. Trener Alberto Supicci nie miał litości i usunął
Mazaliego, złotego medalistę z obu olimpiad, z kadry. Zastąpił go Enrique
Ballesteros, który puszczając zaledwie 3 gole uznany został najlepszym bramkarzem turnieju.
Zapowiada się spoko blog:) w sumie to wszyscy interesują się tylko meczami typu Celtic-Barca, a nie znają wydarzeń o wiele ciekawszych. Świetny pomysł i powodzenia:)
OdpowiedzUsuń