Bohaterem dzisiejszego tekstu nie będą piłkarze, lecz areny, na których czarują swoją techniką i umiejętnościami, najlepsi piłkarze świata. Będzie to opowieść o wydarzeniach na tych obiektach, które zadziwiły, i nie rzadko też wprawiały w osłupienie i niedowierzanie, cały piłkarski świat.
Brazylijska świątynia futbolu
Czyli brazylijska Maracanã (Estádio Jornalista Mário Filho). Stadion - zabytek, świętość, relikwia. W Brazylii jest symbolem wielkości tego kraju nad całym piłkarskim światem. Powstanie tego stadionu wiąże się z piłkarskimi mistrzostwami świata, które odbyły się w Brazylii w 1950 roku. To zadziwiające, że w ciągu dwóch lat udało się Brazylijczykom stworzyć taką budowlę. Jednak oficjalnie budowę zakończono dopiero w 1965 roku. Stadion Maracanã uważany jest w Brazylii za największy cud architektury
sportowej, a także największą świątynię drugiej brazylijskiej religii –
futbolu. Jest stadionem narodowym, według konwencji haskiej z 14 maja 1954 r. jest dobrem narodowym, a tym samym posiada status zabytku.Jednak dla kibiców canarinhos, arena ta była świadkiem jednej z największych tragedii w historii brazylijskiego futbolu Jak już zostało wspomniane Maracanã powstała z okazji organizowanych w 1950 roku piłkarskich mistrzostw świata. Brazylijczycy grali koncertowo, mknęli do finału rozprawiając się z każdym rywalem...
W końcu nadszedł dzień ostatecznego meczu. Uznawany jest za mecz finałowy (nie było bowiem finału, ponieważ finał rozgrywany był w formie turnieju pomiędzy czterema najlepszymi drużynami). 16 lipca 1950 roku. Stadion Maracanã. Brazylia gra z Urugwajem, odwiecznym rywalem. Brazylia potrzebuje remisu, Urugwaj zwycięstwa. Na trybunach prawie 200 tys. ludzi. Presja ogromna. Wszystko idzie zgodnie z planem. Brazylijczycy zdobywają gola w 47 minucie po strzale Albino Friaça Cardoso. Jednak były to miłe złego początki. W 66 minucie wyrównującą bramkę zdobył Schiaffino, a w 79 gola na wagę mistrzostwa dla Urugwaju zdobył Ghiggia. 90 minuta i sędzia kończy spotkanie. Urugwaj mistrzem. I wtedy cały stadion zamarł. Wydarzenie to określane jest mianem wielkiej ciszy w historii futbolu. Wielu kibiców nie kryło łez. Od tamtego dnia kibice Urugwaju często wspominają to zwycięstwo, które dla Urugwaju jest ogromną dumą, a dla Brazylii hańbą, że we własnym kraju nie zostali mistrzami. Okazja do rewanżu w 2014 roku, kiedy to ponownie mundial wróci do Brazylii. Czy ponownie Maracanã zamilknie? A może złe duchy odejdą?
Fragment meczu finałowego Brazylia - Urugwaj
Kocioł Czarownic
Stadion Śląski w Chorzowie, zanim powstał obecny Stadion Narodowy, pełnił tę funkcję przez wiele lat. Był piłkarską świątynią futbolu w Polsce. Obiekt powstawał w latach 1951 - 1956. Budowa największego w kraju stadionu pociągała za sobą duże koszty.
Kluby sportowe z okręgu katowickiego wpłaciły do kasy komitetu budowy
ponad 100 tysięcy złotych. Szukano kibiców, którzy przy budowie obiektu
pracowaliby nieodpłatnie. Społeczeństwo województwa przepracowało
łącznie 589 938 roboczogodzin, wartość tej pracy szacuje się na 1 500
000 ówczesnych złotych. Rozegrano na nim wiele meczów. Zarówno meczów polskich klubów z drużynami europejskimi, jak i mecze reprezentacji Polski. Wybór padł na mecz, który uznawany jest za jeden z najlepszych spotkań polskiej reprezentacji. 10 września 1975 roku w ramach eliminacji do mistrzostw Europy Polska reprezentacja mierzyła się z Holandią. Trzecia drużyna niemieckiego mundialu 1974, przeciwko wicemistrzowi świata z tamtych mistrzostw. Mecz, którym żyła cała Polska i cała piłkarska Europa. Na trybunach 85 tysięcy ludzi, a przed mikrofonem komentatorskim, słynny Jan Ciszewski. Stawką meczu była pozycja lidera w grupie i dobra pozycja przed kolejnymi meczami eliminacyjnymi. W obu zespołach najlepsi. W polskich barwach Deyna, Lato, Gadocha, Tomaszewski, Kasperczak. W składzie Oranje Cruyff, Krol, Neeskens, van de Kerkhof. Po emocjonującym meczu Polska pokonała Holandię 4-1. Bramki dla Polski zdobyli: Lato, Gadocha i Szarmach (2). Dla gości: van de Kerkhof. Był to piękny mecz. Polska grała wtedy futbol bardzo ofensywny i nie bała się starć z uznanymi drużynami. Była to drużyna na miarę mistrzów świata. Tylko gdyby nie ten pamiętny mecz z RFN we Frankfurcie...
Pamiętny mecz Polska - Holandia w Kotle Czarownic
Cud w Bernie
Na koniec wspomnienie stadionu, który pamięta mistrzostwa świata z 1954 roku, które rozegrano w Szwajcarii. Wankdorfstadion powstał w 1925 roku i został przebudowany na Mundial 1954. Jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych obiektów w Europie. To tu, na tym stadionie, rozegrały się wydarzenia, które wprawiły w zaskoczenie i zachwyt cały piłkarski świat. 4 lipca 1954 roku w finale mistrzostw zmierzyły się drużyny Wegier i RFN. Faworytem była węgierska drużyna pod przewodnictwem Ferenca Puskasa. Węgrzy wygrali także mecz grupowy z Niemcami 8:3, co nie wróżyło dobrze Niemcom w finale. Ponadto drużyna węgierska była niepokonana w 32 kolejnych meczach. Ale każda passa kiedyś się kończy. Jednak początek meczu nie zwiastował tragedii. Po 8 minutach i bramkach Puskasa i Czibora Węgrzy prowadzili 2:0, ale po 2 minutach Niemcy wyrównali. W 18 minucie wyrównał Rahn. Gdy wszystko wskazywało na dogrywkę w 84 minucie Rahn zdobył zwycięską bramkę dla Niemiec. Mecz ten zakończył piękną serię i historię węgierskiej Złotej Jedenastki. Praktycznie od 1954 roku Węgierska piłka nożna pogrążona jest w kryzysie. A zwycięstwo RFN okrzyknięte zostało Cudem w Bernie, ponieważ zaszokowało cały świat. Do dziś krążą liczne historie na temat tego meczu, jednak i tak nie umniejszają one sukcesu niemieckiej drużyny. Cud w Bernie może być inspiracją dla każdego piłkarza, że w piłce wszystko jest możliwe...
Węgry - RFN 1954 rok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz